Tekst pochodzi z bloga naszego partnera www.cromo.pl. To jego podsumowanie tygodnia z najważniejszymi premierami i nowinkami samochodowymi na świecie! Zapraszamy również do przeglądania jego artykułów oraz do poniższego tekstu, bo nowy koncept BMW robi wrażenie!
Nie lubię pisać o konceptach, ponieważ w większości przypadków szybko o nich zapominamy i niczemu one nie służą poza efektownym przedstawieniem na jakichś targach typu Genewa. Ale od czasu do czasu trafia się jakaś koncepcyjna perełka, którą chciałoby się pomacać, bo zwykłe gapienie już nie wystarcza.
Taką perełką jest właśnie BMW Vision Next 100 zbudowane z okazji setnych urodzin marki i przedstawione kilka dni temu na targach w Genewie. A teraz żeby nie było niejasności. Wygląda ono tragicznie, ale ma takie coś:
I mega mnie to ciągnie do tej beemki. No dobra, może nie mega, ale jest fajne. Takie unikatowe i jakby żyjące. Coś jak skóra człowieka lub innego gada. Rozciąga się przy ruszaniu koła. Jest też bardzo praktyczne, co rzadko zdarza się w konceptach. Pomyślcie sobie, że dzięki takiemu patentowi nie musicie wymywać syfu z nadkoli, a co za tym idzie nie będą rdzewieć błotniki. Takie coś wystarczy przetrzeć zwykłą szmatką lub popsikać trochę kerszerem na bezdotykówce.
>> Sprawdź nasz dział: motoryzacja!
Goodyear zaprezentował w Genewie oponę przyszłości, która będzie kulą. A w zasadzie to sferą. Jej przeznaczeniem będą pojazdy autonomiczne, które jak podaje producent dzięki takiej oponie będą miały szereg nowych możliwości. Będą mogły skręcać w miejscu, jeździć w bok, nie zmieniając kierunku samochodu oraz zapewnią większe bezpieczeństwo, bo wpadnięcie w poślizg będzie praktycznie niemożliwe.
Wiem co chodzi Wam po głowie. Jak to zamontować? W końcu jeśli będzie to kula, która będzie mogła obracać się we wszystkie strony, to nie może być w żaden sposób połączona z samochodem. Tutaj Goodyear mówi, że opona będzie dyndać w powietrzu i lewitować za sprawą pola magnetycznego. Ponadto w takim przypadku całkowicie pozbylibyśmy się zawieszenia oraz hamulców. W sumie to fajna sprawa, mocno odjechana, bo chyba jeszcze nikt nie wpadł na podobny pomysł poza twórcami filmów z dużą ilością efektów specjalnych, ale na chwile obecną wydaje mi się, że takie rozwiązanie choć bardzo fajne, nie jest możliwe do wykonania. I nie chodzi mi nawet o lewitujący samochód nad jakimiś kulami, ale bardziej o to jak wprawić go w ruch? Półosi nie ma do czego podłączyć, więc pojawia się też problem gdzie będzie silnik. A jak już nawet rozpędzimy taki samochód, to może być ciężko go zatrzymać. Z normalnych hamulców trzeba zrezygnować bo nie ma ich jak zamontować, a hamowanie polem magnetycznym może być słabe. Poza tym po zatrzymaniu się lewitacja chyba przestanie działać.
PSA jak powiedziało tak zrobiło. Opublikowali dane dotyczące rzeczywistego spalania ich samochodów, aby bardziej uwiarygodnić się przed swoimi potencjalnymi klientami i jeszcze bardziej udupić Volkswagena, któremu lepiej teraz nie wspominać o rzeczywistym spalaniu i emisji. Pod lupę wzięli swojego najmniejszego diesla, zamontowali do samochodu coś na kształt zewnętrznego klimatyzatora i oto co wyszło
– Peugeot 308 1.6 BlueHDi zamiast 3,6 pali 5,0 litra na sto
– Citroen C4 Grand Picasso 1.6 BlueHDi zamiast 4,0 bierze 5,6 litra
– DS3 1.6 BlueHDi zamiast 3,6 spala 4,9 litra na setkę.
Po pierwsze: jeśli te badania były oficjalne i zatwierdzone przez instytut matki i dziecka, to te wcześniejsze normy katalogowe pójdą do piachu i za chwilę będziemy mieli wysyp ludzi typu „Jak to? To wtedy nas oszukiwano? Skandal!”, a po drugie to nie widzę sensu takiego badania, choć na początku wydaje się być spoko i takie w porządku w stosunku do klientów.
Na serio. Ja wole to co jest teraz, czyli mało rzeczywiste, ale ujednolicone wyniki zużycia, ponieważ mogę je sobie porównywać. Mogę wziąć katalog i sprawdzić, że jeśli Peugeot 308 PureTech 1.2 spala średnio 4,2 litra na setkę, a Seat Leon 1.2 TSI bierze 4,6 litra, to prawdopodobnie trzysta ósemka w rzeczywistości będzie trochę oszczędniejsza niż Leon. Natomiast jeśli Francuzi zaczną testować 308 gdzieś koło Paryża i za kierownicą usiądzie narwany Augustin, a w Leonie opanowany Helmut pojeździ sobie gdzieś po Monachium to może dojść do sytuacji, że 308 weźmie 6,9, a Leon 6,1 litra i nijak nie będzie można tego odnieść do siebie, bo jeden jeździł w takim stylu i po takich drogach, a drugi zupełnie inaczej.
Kolejną sprawą jest to, że wcale nie znikną oskarżenia o to, że producent pokazuje nieprawdę, a to dlatego że nie istnieje coś takiego jak spalanie rzeczywiste, które jednoznacznie określi dany samochód. Przecież wszyscy jesteśmy świadomi tego, że jak dwie osoby kupią dwa identyczne samochody, to spalanie wcale nie musi być jednakowe. W rezultacie pomiary zużycia paliwa przeprowadzane na zwykłych drogach mogą nie być ani porównywalne, ani rzeczywiste, choć w istocie będą pewnie bliżej prawdy.
Tekst pochodzi z bloga motoryzacyjnego http://www.cromo.pl/.