Tekst pochodzi z bloga naszego partnera www.cromo.pl. To jego podsumowanie tygodnia z najważniejszymi premierami i nowinkami samochodowymi na świecie! Zapraszamy również do przeglądania jego artykułów oraz do poniższego tekstu, bo samochody wyglądają niesamowicie!
Ponieważ w tej chwili trwają targi w Genewie, a wiec średnio co jakieś dwie minuty i trzydzieści jeden sekund mamy przed oczami nową premierę jakiegoś samochodu, dlatego streszczenie wszystkiego co się tam dzieje zajęłoby mi mniej więcej tyle, co przebiegnięcie stu metrów Ryszardowi Kaliszowi. Z tego powodu tradycyjnie zajmę się tylko trzema premierami. W tym chińskiego Borgwarda żeby nie było zbyt ciekawie i emocjonująco.
Ale najpierw w celu rozgrzania atmosfery i przed weekendowego rozluźnienia mięśni tyłka zacznę od następcy samochodowego króla, czyli od genewskiej premiery Bugatti Chiron. Ma 1500 KM i 1600 Nm, a na prostej pojedzie 420 km/h. Coś jeszcze Was interesuje? No właśnie. Ale zacznę od początku, czyli od Veyrona. W chwili jego powstania, czyli ponad 10 lat temu (uwierzycie, że tyle czasu już minęło?) byłem bardzo sceptycznie nastawiony do tego projektu. Nie dlatego, że nie wierzyłem w powstanie silnika do samochodu osobowego o mocy ponad 1000 KM lub w to, że seryjny samochód nie pojedzie więcej jak 400 km/h, tylko dlatego, że nie widziałem sensu tego auta. Bo jakie jest zastosowanie Bugatti Veyron? Jest szybki, więc teoretycznie nadawałby się na tor. A widział ktoś Veyrona na liście z czasami jakiegoś toru? Ten samochód nigdy nie brał udziału w wyścigu o najszybszy czas na Nurburgringu, ani chyba na żadnym innym torze, więc można wnioskować, że tam on się nie sprawdzi.
Jednak z drugiej strony kłaniam się nisko dla jego twórców, bo zrobili coś absolutnie bezkonkurencyjnego. Minęło 11 lat od premiery i żadna z marek nie zrobiła podobnego auta, o podobnych parametrach. Przez te wszystkie lata inne, aktualnie powstające super samochody były porównywane właśnie do Veyrona pod kątem osiągów. Wyobraźcie sobie taką sytuację, że robicie coś tak wypasionego, że jeszcze przez 10 lat konkurencja wam nie dorównuje. No nie wiem jak Wy, ale ja bym się cieszył, że jestem takim kozakiem i w ogóle, że to ja na podwórku karty rozdaję.
A teraz zapraszam na parę słów o Aston Martinie DB11, bo właśnie doszło do jego premiery. W Genewie rzecz jasna. Wygląda tak:
Więc spoko. Astonowo, ale wyraźnie inaczej niż te wszystkie inne do tej pory. Na tyle wyraźnie, że jakbym go dzisiaj spotkał na ulicy to bym krzyknął „o, to ten nowy Aston!”. Natomiast gdybym zobaczył jakiegoś innego Astona DBcoś-tam to bym go nawet nie rozróżnił od Astona DBcoś-tam-innego. Są takie same, a ten inny, co dobrze o nim znaczy. No to tyle o wyglądzie by było, ponieważ DB11 wyróżnia się zdecydowanie czymś innym.
Bólem o turbo. Zauważyłem, że świat współczesnej motoryzacji można podzielić na „erę turbo” i bez. I gdy jakiś producent – wcześniej BMW, Mercedes, Ferrari i w sumie to jeszcze każdy inny, bo dawniej turbo to była jedynie guma do żucia, a nie jakaś część samochodu – zechce (najczęściej pod przymusem prawnej regulacji) przejść z jednego świata do drugiego, to jest właśnie znaczny hejt. Rozumiem, że fajniejsze byłoby V12 bez doładowania w Astonie, wolnossące R6 w BMW i V8 w jakimś AMG, ale to nie jest wina producentów, że muszą wciskać turbo wszędzie gdzie się da, nawet do silniczków podnoszących szyby.
Wracając jednak do DB11, ma on doładowaną w układzie Twin-Turbo (dwa turba dmuchające równolegle) V-dwunastkę o pojemności 5,2 litra o mocy 600 KM i momencie 700 Nm.
Na zakończenie obiecany Borgward i jego dwie premiery – BX5 i BX6 TS. Dwa chińskie SUVy, którą mają być produkowane również na rynek europejski, co po raz kolejny pokazuje, że Chiny mają chrapkę nie tylko na ajfony i odpowiedniki plejstejszyn, ale również z miłą chęcią wykopaliby nas z roli pioniera motoryzacyjnego.
Nie wiem jak te auta stoją pod względami technicznymi, ale mam wrażenie, że Chińczycy mają trochę inne poczucie estetyki i stylistyka ich samochodów jest mało oryginalna. Zrzynają od nas. O ile w przypadku BX5 wyszło to całkiem spoko
Bo samochód wygląda całkiem przyjemnie, to jego kolega BX6 TS już jakby mniej. Z przodu jeszcze ujdzie
Ale z tyłu ten kaczy kuper trochę im nie wyszedł.
Ten samochód powstał chyba w ten sposób. Nie będę odkrywczy jak powiem, że za wzór przyjęli BMW X6 (nawet z nazwy), ale żeby nie było, że sami nic nie zrobią i tylko zrzynają, to dodadzą coś od siebie. I ten wystający tyłek to właśnie jest to.
Tekst pochodzi z bloga motoryzacyjnego http://www.cromo.pl/.